" Nawet nie masz pojęcia jak ci zazdroszczę..."
Amanda z każdym dniem coraz więcej wiedziała i
rozumiała, co zaczęło bardzo irytować Justina. Obiecał sobie, że będzie twardy.
Uważał, że jest mięczakiem nie chciał takim być, a tymbardziej nie mógł
dopuścić, do tego, aby kumple z branży zaczęli coś podejrzewać. Szatyn właśnie
się szykował na swój pierwszy dzień pracy. Wiedział, że to jest nielegalne, ale
nie miał zamiaru odmówić, w pewnym sensie zaczęło mu się podobać to życie. Od
zawsze chciał być niezależny, teraz mógł zapewnić swojej rodzinie, sobie, a
także Amandzie dosłownie wszystko. Wiedział, że wiąże sie z tym pewne ryzyko,
że go złapią, ale nie dawał za wygraną. Dalej nie odpowiadał na wszystkie
pytania swojej dziewczyny. Pewne rzeczy, jak uważał nigdy nie wyjdą na światło
dzienne. Ubrał się tak jak kazał mu szef. Czarny garnitur. Brunetka zaznała
szoku, kiedy zobaczyła w jakim stroju szatyn wybiera się do pracy. Przemkło się
przez jej myśl, że jest jakimś biznesmenem, ale wspomiała słowa Chantel, która
zdała jej relację, że chłopcy należą do gangu. Aż trudno jej było myśleć, że
jej chłopak właśnie wyjdzie krzywdzić ludzi i wszystkie te nielegalne rzeczy, o
których brunetce się nawet nie śniło. Zawsze miała inne zdanie o szatynie.
Nigdy nie sądziła, że on będzie w stanie dojść, do takich czynów. Od imprezy
minął tydzień, a od tamtego czasu Amanda oberwała trzy razy. Teraz się pilnuje.
W domu chodzi na palcach, żeby tylko nie zwrócic uwagę Justina, co jest
niezmiernie trudne, kiedy on przychodzi wieczorem do łóżka i daje brunetce
olbrzymią porcję czułości.
- Wychodzę, w domu powinienem być... Po
dwudziestej...- Opuścił mieszkanie nie zwracając uwagę na brunetkę, która
liczyła na chociaż małe przytulenie cokolwiek. Zawsze, kiedy przechodzili na
temat pracy Justin stawał się nie do zniesienia. Nazywając rzeczy po imieniu,
był zimnym dupkiem. Amanda chciała znaleźć jakąś pracę, o którą tutaj w Miami
nie bedzie problemu. Jednak nie miała odwagi powiedzieć Justinowi, bała się
jego reakcji. Nie chciała więcej krzyków. Brunetka zjadła w coszy i spokoju
śniadanie. Przez myśl przemknął jej się pewien pomysł. Chciała opuścić
mieszkanie, wyjść na plażę gdziekolwiek. Była teraz sama, a więc nikt nie mógł
jej niczego zabronić. Wstała od stołu, po czym zmyła naczynia. Chwyciła torbę
do, której wepchnęła ręcznik i krem do opalania. Ubrała pośpiesznie strój
kąpielowy, po czym na nos wsunęła okulary przeciwsłoneczne. Kiedy chciała
wychodzić, przopomniała sobie o komórce. Gdy miała wszystko zamknęła mieszkanie
i wyszła do nieznanego jej świata. Słońce tego dnia świeciło naprawdę mocno. Po
przejściu kilku kroków, robiło się niemiłosiernie gorąco. Poszukiwania
odpowiedniej plaży nie narobiło kłopotów Amandzie. Rozłożyła swój ręcznik po
czym zdjęła z siebie przewiewną białą sukienkę, na ramiączkach. Plaża o tej
porze była naprawdę zatłoczona, nie minęło kilka minut, a ku Amadzie
przyłączyły się tutejsze dziewczyny.
-
Przepraszam... Mówisz po angielsku? – Zapytała nieznajoma szatynka.
- Tak, a o co chodzi?
- Trochę mi głupio, ale czy mogłabym pożyczyć
krem do opalania? Zapomniałam w domu...- Odpowiedziała zakłopotana dziewczyna.
Amanda skinęła głową i wyjęła z torby pomarańczową buteleczkę.
- Jestem Samanta... Mogę do ciebie dołączyć?
- Pewnie...- Amanda nie miała pojęcia, że
przyciągnie do siebie jakiś towarzyszy, cieszyła się, że ma z kim porozmawiać.
- Naprawdę kocham to miejsce...- Powiedziała
rozpromieniona szatynka. Wyraźnie rozglądała się po zaludnionej plaży z
satysfakcją.
- Ja się tutaj niedawno przyprowadziłam...
Jest naprawdę pięknie...Od zawsze chciałamm..- Irytujący dźwięk komórki
przerwał wypowiedź Amandy. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Justin. Nie
chciała odbierać, ale zrobiła to pomimo wszystko.
- T-takk..?- Wyjąkała delikatnie podirytowana.
- Gdzie do cholery jesteś?!
- Spokojnie... Siedzę w domu...- Dziewczyna
zrobiła się lekko czerwona poprzez swoje kłamstwo.
- Nie ma cię tam! Wracaj do domu... TERAZ !-
Krzyknął do telefonu.
- Nie mam zamiaru, nie będę tam siedzieć sama,
narazie...- Powiedziała spokojnym tonem, zarazem rozłączając połączenie.
Samanta przysłuchiwała się całej rozmowie z kamiennym wyrazem twarzy.
- Twój chłopak jest serio... Troskliwy?- Nie
wiedziała jak ma nazwać coś takiego. Nie chciała powiedzieć stanowczy, iż bała
się, że urazi nowo poznaną dziewczynę.
- Troskliwy? Ja sądzę co innego, ale... Kocham
go- Stwierdziła z uśmiechem na twarzy. Wtedy nie myślała o konsekfencjach. Nie
powinna sprzeciwiać się Justinowi.
***
Po
paru godzinach słońce zaczęło zachodzić, a na plaże przychodziło coraz więcej
par, które miały zamiar podziwiać ten afrodyzjak. Dziewczyny spakowały swoje
rzeczy i wymieniły się numerami telefonu. Amanda powoli zmierzała ku
mieszkaniu, kiedy znalazła się przy drzwiach w poszukiwaniu klucza w torebce,
drzwi same się uchyliły, a zza nich wyjrzał wściekły szatyn. Pociągnął Amandę
za ramię prosto do sypialni. Przyparł ją do łóżka, co kompletnie wyprowadziło z
równowagi Amandę. Przyssał się do jej szyi, delikatnie błądził rękoma po ciele
dziewczyny. Schylił się do jej ucha, po czym zaczął zmysłowo wypowiadać kolejno
zdania..- Tęskniłem za tobą... Gdzie byłaś tyle czasu? Tym razem mów prawdę...-
Dziewczyna była na tyle oszołomiona ruchami Justina, że nie umiała wypowiedzieć
cokolwiek. Szatyn zachichotał na jej reakcję i uwolnił ją ze swojego uścisku. –
Byłam na plaży... Poznałam fajną dziewczynę i nie chciałam wracać do domu...-
Powiedziała na jednym wdechu...- Zdajesz sobie sprawę, że niegrzeczne
dziewczynki trzeba karać...?- Mruknął zmysłowo tuż przy szyi brunetki. Kiedy
szatyn namiętnie wpił się w usta brunetki w pomieszczeniu rozległ się dźwięk
telefonu... Justin niechętnie się oderwał i wyszedł z pomieszczeniu odbierając
połączenie od szefa. – W domu... O której?.... Będę... Zabiorę.... Narazie...-
Chłopak był wyraźnie podirytowany, chciał spędzić czas ze swoją ukochaną, ale
Bruce zaplanował kolację dla ludzi z gandu. Będą szykować kolejną akcję. Szatyn
powiadomił Amandę o wyjściu, po czym kazał się jej pzrebrać tłumacząc się, że
nie chcę, aby koledzy zobaczyli ją w takim stroju. Brunetka z niechęcią ubrała
czarne rurki i czerwoną koszulę w kratkę. Na polu panowała dalej przyjemna,
ciepła pogoda. Para wyszła wsiadając do czarnego samocho, tym razem byli tam
tylko oni i kierowca. Pojazd zatrzymał się tam gdzie ostatnio. Justin trzymał
dziewczynę w swoim uścisku, a po chwili weszli do willi Colina. Brunetka
szkrywiła się nieco na jego widok. Ku jej zaskoczeniu znalazła się w ramionach
Chantel, przygryzła wargę ze zdenerwowania, ale podążyła wraz z blondynką, na
górę. Tego wieczoru chciała podsłuchać rozmowę chłopaków. Musiała wiedzieć co
Justin będzie robił. Bała się o niego. Teraz siedziała w różowym pokoju
blodynki. Amanda nigdy nie lubiła takich kolorów. Nie podobał jej się styl
ubierania Chantel, ale mimo to lubiła z nią czasem pogadać. Blondynka otworzyła
swoją szafę i zaczęła pokazywać swoje nowe ubrania, które zafundował jej Colin.
Jej prawdziwą reakcję kryła z trudem. Nie mogła przecież powiedzieć, że
kompletnie jej się to nie podoba. Wręcz przeciwnie pochwalała i przytakiwała
głową na każde stwierdzenie Chantel.
- Ostatnio pomyślałam o Tobie... Mam coś dla
ciebie... Wiem, że to trochę głupie z mojej strony, ale nie mogłam się
powstrzymać, kiedy zobaczyła to w sklepie... Stwierdziłam, że to jest stworzone
dla ciebie!- Krzyknęła radośnie podążając do innej części pokoju. Otworzyła
szufladę białej komody i pokazała Amandzie wyraźnie skąpą, czerwoną bieliznę,
na co brunetka zachłysnęła się powietrzem. Nie była w stanie sobie wyobrazić
siebie, w czymś takim. – Ochh... Cóż dziękuję... To serio miłe...- powiedziała
przygryzjąc lekko wargę. Nie umiała być w stosunku do tej dziewczyny
niegrzeczna.
- Amanda... Pomyśl tylko co zrobi Justin jak
cię zobaczy... Nawet nie masz pojęcia jak ci zazdroszczę...- Blondynka
rozpływała się na myśl o Justinie, co wyraźnie irytowało brunetkę. Nie miała
zamiaru się z nim dzielić. Chciała jej głośno wykrzyczeć w twarz, że on jest tylko
i wyłącznie jej chłopakiem. To, że była zazdrosna było mało powiedziane.
Chciała wyjść jak najszybciej z tego pomieszczenia. Miała dość na dzisiaj. Z
niechęcią wzięła od Chantel prezent i spakowała do torby, mówiąc jak bardzo jej
się podoba. Przekonała blondynkę, aby zeszły na dół do chłopaków. Kiedy
pojawiły się w drzwiach Justin właśnie ubierał bluzę i przywitał szczerym uśmiechem
Amandę. Pożegnali się i wyszli. W samochodzie Amanda próbowała mu dać do
zrozumienia, że nie ma zamiaru się widywać z Chantel. Wszystko opowiedziała
Justinowi oprócz jej prezentu od blondynki. Szatyn zaśmiał się tylko twierdząc,
że nie ma się o co martwić. Z satysfakcją utrzymał przy sobie myśl, że Amanda
jest o niego zazdrosna.
***
nono coś się dzieje :) czekam na następny i zapraszam do mnie http://hope-dies-last-baby.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa to czytam i uważam, że jest świetne <3 Codziennie, kilka razy sprawdzam czy nic nie dodałaś xD
OdpowiedzUsuńczekam nn <3
OdpowiedzUsuńAww Justin jaki miły teraz ;d
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
@scute4
Rozdział jest cudowny, czekam nn <3 / Fioletovaa
OdpowiedzUsuńomomomo..booski szybko kolejny <333
OdpowiedzUsuńTak :) wspaniały :) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńProszee nexta dIsiaj: ( to jest takie .. takie... suuuuuper*.*
OdpowiedzUsuńpewnie że tak :)) zajebisty :D czekam na next! :) /@_TommoKiss
OdpowiedzUsuńświetny:)
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
boski już czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńcudny!
OdpowiedzUsuńhttp://change-them.blogspot.com/
cudo swietny jak zawsze wiem ze mialam przeczytac wczoraj ale wieczorem byłam tak zmeczona ale rozdzial swietny czekamnna kolejny @magdusia16
OdpowiedzUsuń